Odpoczynek od nart, czyli jednodniowa wycieczka po masywie Brenta w Dolomitach

Zawsze, gdy wyjeżdżam na narty zjazdowe w jakiąś ładną okolicę, mam dylemat. Ile dni poświęcić głównemu celowi wyjazdu, a ile zwiedzaniu okolicy, czyli trekkingowi lub łatwej wspinaczce. Od jakiegoś czasu praktykuję jednodniowe wyjście dokładnie w połowie pobytu.

Taktyka ta pozwala nie tylko na regeneracje określonych partii mięśni (w użytku są oczywiście częściowo inne zespoły) ale i nabranie ochoty na spędzenie kolejnych dni na stoku - bez "zmęczenia materiału".

Ciekawą wycieczkę na granicy trekkingu i "trójkowej" wspinaczki odbyłem w zimie zeszłego roku w czasie urlopu w małym miasteczku Madonna di Campiglio we Włoszech.

Względnie spory masyw panujący nad okolicą - Gruppo di Brenta, okazał się niezwykle widowiskowy "od wewnątrz".

ETAP I

Długie podejście (niestety nie da się uniknąć poruszania się w towarzystwie wyciągów), lub skorzystanie z kolejki narciarskiej aż do samego końca, czyli stacji Stoppani.

ETAP II

po prawej stronie rozciąga się masyw Brenta - od tego momentu istnieje spora dowolność - nie ma tu lodowca, więc poruszanie się po terenie jest ułatwione.

Konieczna będzie mapa i kompas, a także tradycyjne zimowe wyposażenie, czyli raki, długii czekan oraz kije trekkingowe - trasę zalecam przynajmniej średniozaawansowanym turystom dobrze radzącym sobie z ekspozycją.

Poruszając się bez rakiet śnieżnych czy też nart turowych, nie zawsze sugerujmy się podłużnymi śladami - miejsca po których przejechał narciarz, dla piechura mogą okazać się zbyt grząskie.

Nie zapominajmy o okularach z porządnym filtrem :)

Ze szczytu Cima Roma (2837 m.n.p.m.) przy dobrej pogodnie, jesteśmy w stanie zobaczyć co znajduje się po drugiej stronie masywu.

Ostatnie kolejki górskie działają do 16:00 - pamiętajmy więc o oświetleniu, na kilkugodzinne zejście do miasta.